Narantuul Market

Ktoś powiedział mi, że jeśli miałaby zbliżać się apokalipsa, to na ostatnie zakupy udałby się do Narantuul Market.

Narantuul w południowo- wschodniej części Ułan Bator ma do zaoferowania tak wiele, że krócej byłoby wymienić to, czego znaleźć tam nie można. Często plątam się tam w poszukiwaniu wrażeń, a w uwadze mam wtedy kilka zasad: nie miej przy sobie nic, czego nie chcesz stracić, nie noś więcej pieniędzy, niż chcesz wydać i nie dokonuj impulsywnych zakupów. Raz nabyłem okazyjnie antyczną buddyjską rzeźbę, by po chwili zorientować się, że mam dziwnie brudne ręce. Okazało się, że była to chińska tandeta sprytnie pomalowana, by wyglądać na stare drewno. Nawet rdza na gwoździkach była sztuczna.

Wejście do narantuul kosztuje 50 tugrików, czyli równowartość połowy papierosa. Jest jednak miejsce, gdzie za 20 tugrików można skorzystać z drabiny przedsiębiorczego Mongoła i przejść przez ogrodzenie oszczędzając 30 tugrików. Nie piszę gdzie to jest dokładnie, żeby nie reklamować, bo nie chciano mi tam już nic zbić z ceny. Nie ma też zniżek studenckich ani grupowych.

Narantuul podzielony jest na typowe sekcje, takie jak: odzieżowa, spożywcza, przemysłowa, rabowania turystów, wciągania tabaki, mongolskiego rękodzieła, chińskiego badziewia, beretów i czapek futrzanych z lisimi ogonami. Do najfajniejszych rzeczy, jakie widziałem na tym ogromnym otwartym jarmarku należały: nowe zepsute zegarki omega, sportowe bluzy z kapturem uszyte ze skór owczych, wysuszone łapki wiewiórek, starożytne banknoty z pikselami oraz bluzy i koszulki z napisami w stylu „I rich” (Ja bogaty).

Nauczony nowotarskim jarmarkiem do narantuul udałem się za pierwszym razem wcześnie rano (wcześnie to w Mongolii dziewiąta), co okazało się ogromnym błędem, bo sprzedawcy dopiero przecierali oczy ze zdumieniem i zaczynali rozkładanie towarów. Jeśli więc chce się porobić zdjęcia zdumionych zaspanych Mongołów, to można zjawić się tam w porze lunchu. Co sprawiło na mnie ogromne wrażenie, to zima, podczas której jarmark funkcjonuje jak gdyby nic odmiennego się nie działo. Sprzedawcy opatuleni w liczne warstwy ciuchów i z grubym filcem na nogach nadal handlują dzień w dzień nie zważając na mróz. Ja kupiłem sobie dwie złote rybki. Pierwszy raz w życiu widziałem przerębel akwariową do ich wyławiania.